środa, 28 czerwca 2017

shingeki no bahamut: genesis - recenzja

Cześć!
Dzisiejszy post pojawia się wieczorową (nocną) porą, i to prawdopodobnie będzie mój wakacyjny standard - wiadomo, spotkania z przyjaciółmi, wyjazdy, etc ;).
Zrecenzuję anime Shingeki no Bahamut - serię osadzoną w alternatywnym średniowieczu, w którym egzystują takie byty jak demony czy bogowie. Początkowo nie byłam do niego pozytywnie nastawiona, no bo przecież to kolejne anime fantasy z oklepanym motywem przewodnim ratowania świata, do tego oparte na grze karcianej. Co może być w tym ciekawego? No, jednak coś ciekawego w nim jest, skoro postanowiłam na bieżąco śledzić drugi sezon.

Na wieki przed rozpoczęciem historii przedstawionej w anime, świat został zaatakowany przez Bahamuta - potężną, niepokonaną bestię przeznaczoną do zniszczenia świata. Jednak dzięki wspólnemu wysiłkowi bogów, demonów i ludzi, Bahamut został zapieczętowany. Jednak żeby to osiągnąć Zeus - władca bogów i Szatan, czyli władca demonów, oddali swoje życia i przemienili się w klucze, którymi opiekowali się ich podwładni. Dwa tysiące lat później tajemnicza kobieta imieniem Amira kradnie niebiański klucz i ucieka na ziemię. Zarówno bogowie jak i demony rozpaczliwie jej poszukują. W tym samym czasie dziewczyna spotyka dwóch pałających do siebie niechęcią łowców nagród - Favaro Leone i Kaisara Lidfarda i prosi ich, żeby zaprowadzili ją do krainy zwanej Helheim, gdzie ma czekać na nią matka. Tak rozpoczyna się przygoda, podczas której bohaterowie będą musieli zmierzyć się z demonami oraz Orleańskimi Rycerzami, podlegającym bogom.
Anime wręcz kipi od fabularnych akcji, rozpoczynając od absurdalnego pościgu konnego z bohaterami skaczącymi po dachach. Dalsze wydarzenia pokazują, że nie jest to jednorazowa scena, mająca na celu przyciągnięcie widzów przed ekrany. Piękna animacja i dopracowane tła tylko potęgują efekt.
Postacie są intrygujące, cudownym zabiegiem jest umieszczenie w rolach głównych dorosłych, zazwyczaj myślących ludzi, zamiast bandy honorowych nastolatków. Osobnikiem, który całkowicie i ostatecznie skradł moje serce, jest Favaro - nieokrzesany awanturnik, babiarz, i utracjusz. Gardzi normami społecznymi i zyje z dnia na dzień. Decyduje się pomóc Amirze tylko dlatego, że dzięki niej zostaje posiadaczem uroczego ogonka. Jednak najbardziej ujęło mnie to, że nasz rudzielec myśli! Ma to nie lada znaczenie, ponieważ bohaterów czekają walki z dużo silniejszymi od siebie przeciwnikami, a nie zawsze będą mogli liczyć na demoniczną moc Amiry.
Oprócz szalenie ciekawego protagonisty mamy tutaj kilka wartych uwagi postaci kobiecych, liczba sztuk: trzy. Mianowicie, wcześniej wspomniana Amira,  która mimo swojego dziecinnego charakteru i nie jest balastem dla swoich przyjaciół, a nawet wręcz przeciwnie - wielokrotnie pomaga im w kryzysowych sytuacjach. Pozwala jej na to tajemnicza moc, która wywodzi się z jej mieszanego pochodzenia. Drugą postacią jest Rita, lolitka zombie, która wbrew pozorom jest głosem rozsądku całej grupy, obdarzona niezwykle rozległą wiedzą. Równie interesująca jest stojąca po drugiej stronie barykady Joanna d'Arc (tak, ta Joanna), która jest przepowiedzianym świętym rycerzem, któremu przeznaczone będzie powstrzymanie Bahamuta. Działa z woli niebios, jednak kiedy znajduje się w niebezpieczeństwie, żaden bóg nie przychodzi jej uratować, co w ostatecznym rozrachunku obraca się przeciwko nim.
A teraz kilka słów o przeciwnikach, którzy byli równie barwni co śliczni i parszywi. Z wyłączeniem Bahamuta, bo co można powiedzieć o olbrzymiej bestii która wszystko niszczy. Demony były bardzo wesołą, miejscami niezdarną gromadką, której ku uciesze widza czasami podwijała się noga. Zupełnym przeciwieństwem byli bogowie, którym zależało tylko na osiągnięciu celu, nie zważając na środki. Jednak mimo tego, mieliśmy tylko jedną bitwę z udziałem niebios, w dodatku dość jednostronną (z pewnością jednak nie nudną - podczas seansu nie udało mi się uświadczyć nudy!).



Świat przedstawiony jest niezwykle barwny, każda z ras ma swoje cechy szczególne - jak na przykład blade demony, które często nie wyglądają jak ludzie lub przybierają różne kolory skóry, czy anioły, które emanują złotym światłem. Nie uświadczymy tu zdeformowanych głów, szklistych oczu czy skąpych gorsetów, a przynajmniej w świecie ludzi, który został przedstawiony w raczej realistyczny sposób.

Ocena: 
animacja 10/10 - zarówno tła, design postaci jak i sposób ich poruszania się szalenie mi się spodobał, oby więcej takich serii!
muzyka 8/10 - względem openingu mam mieszane uczucia - nie pasował do historii, był tak zwanym darciem mordy, jednak mimo wszystko bardzo mi się spodobał. Takie moje skrzywienie, że lubię kiedy ktoś wrzeszczy nie do rytmu. Natomiast ścieżka dźwiękowa towarzysząca napisom końcowym, to był majstersztyk, bardzo mi się spodobała. Moim skromnym zdaniem ending i opening możnaby zamienić miejscami i nikt by nie ucierpiał. Pochwała należy się utworom lecącym w tle - wszelkiego rodzaju chórki od razu mnie kupują. 
fabuła 9/10 - przemyślana, dobrze poprowadzona intryga, pozwalająca na stopniowe poznawanie informacji pozwala na snucie przypuszczeń. Początkowo akcja rozwijała się powoli, jednak wraz z rozwojem wydarzeń osiągnęła szybkie tempo. Finał wbił mnie w fotel wysokim napięciem i widowiskowością. 
postacie 10/10 - ich historie były przedstawione w ciekawy sposób, nie zabrakło żadnego wyjaśnienia. Do tego olbrzymi plus za dorosłych, myślących bohaterów. 

Razem 37/40
Z niecierpliwością będę oczekiwać kolejnych tak szalenie dobrze przedstawionych historii. Na razie drugi sezon Shingeki no Bahamut: Virgin soul, o którym wspominałam już tutaj nie zaskakuje aż tak, jednak mam nadzieję, że finał będzie równie spektakularny jak w przypadku pierwszej serii. Niestety miejsce głównej bohaterki zajęła z lekka nieokrzesana nastolatka o olbrzymiej sile, jednak sposób jej przedstawienia nie wydaje mi się być niewłaściwy. Do tego mamy sposobność ponownego spotkania z bohaterami początkowych przygód. 
Z pewnością, kiedy finał nadejdzie, pojawi się recenzja, jednak ja już kończę i życzę miłego seansu. 
Do następnego posta
K.A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz